Gandia Mobility trip

„Pamiętaj, żeby dzień święty święcić”! Tak brzmi przykazanie, a ja się opierać dekalogowi nie będę! Tak więc hyc polecieliśmy z Kasią do Gandii. Przekonała nas pogoda. Obiecałem Kasi wakacje, sam z kolej ostatnie miesiące spędziłem pracując i trenując po 10h dziennie pod ziemią (nie jestem górnikiem 😉 ). Dlatego wizja mieszkanka 50m od plaży i permanentnego słoneczka zwyciężyła nad wiecznie zziębniętymi palcami w Siuranie w tym okresie roku 😉 (Ale co się odwlecze.. – podczas wyjazdu kupiliśmy już bilety do Siurany na koniec lutego).

Podczas konsultacji treningowych z Maćkiem Oczko postanowiliśmy, że cel tripa będzie wakacyjno – treningowy. Wakacyjny bo praca będzie ograniczona, a treningowy bo będę zobligowany regularnie odwiedzać siłownię oraz uzupełniać trening, treningiem uzupełniającym. Wspinanie tak jak powinno być – pełniło funkcję nagrody po dobrze przepracowanym treningu. O wynikach raczej nie mogło być mowy.

Plan został zrealizowany w 100%. Podczas 2 tygodni tylko przez pół dnia padało, ale akurat wtedy spałem przykryty 3 puchówkami pod skałką, ponieważ czułem, że organizm daje mi wybór – odpoczynek albo choroba. Mimo tego co ciekawsze drogi zostały przewspinane, na warsztat poszedł styl os, a nowe braki zostały zdiagnozowane. Z kolej o wynik zespołu postarał się Kasia która poprowadziła 6c+ (przecenione z 7a!) wyrównując tym samym życiówkę z ery „przed wydarzeniami na Futbolinie”. Kasia coraz lepiej czuje się „z dołem”, ale wciąż jeszcze wykorzystuje wędkę do przełamywania pewnych ograniczeń. Takim przełomem było na pewno zrobienie w ciągu przewieszonego klasyka 7a na Bovedosie! Droga nie należy do puszczalskich – a Kasi wystarczyły 3 próby! Szacuneczek!

Co do samej Gandii: rejon jest stary i nieco zapomniany (niejaki Pedro Pons śrubował tutaj swoje wyniki, a kto pamiętam kto to jest?). Skałka niestety jest już dość mocno wyślizgana, a liczba dróg ograniczona (do tego sporo się krzyżuje co redukuje liczbę możliwych strzałów na os). Brzmi jak marzenie? Chyba nie! To po co tam jechać? Ano przede wszystkim ze względu na stałą pogodę. Rejon oferuje kilka świetnych klasyków, po ogromnych chwytach w ogromnym przewieszeniu. Liczba wspinaczy jest nieduża, a logistyka na miejscu bardzo przyjazna. No i ta plaża! 😉 Rejon szczególnie poleciłbym początkującym i średnio-zaawansowanym, którzy wiedzą co to chill 😉

Adam Karpierz